piątek, 7 czerwca 2013

Rozdział 29

Nie uważałam że źle zrobiłam. Nadal przekonana byłam że zrobiłam dobrze. Może czas zacząć życie od początku? Nie miałam zielonego pojęcia gdzie jadę. Miałam pieniądze na mieszkanie...były przeznaczone na wynajęcie domu gdy przyjechałam do Londynu. Z przemyśleń wyrwał mnie wpadający jak oparzony chłopak z burzą loków. Zaraz...zaraz...ale przecież to Harry. Siedziałam i nie wiedziałam co robić. Harry stał na przejściu między fotelami. Łzy zaczęły spływać po moim policzku. Wstałam a on rozłożył swoje ręce. Gdy miałam już go przytulić obraz zaczął się zamazywać. Przetarłam oczy i okazało się że cały czas siedzę na fotelu. Był to cudowny sen. Żałowałam że się skończył. Rozsiadłam się przygotowując do długiej jazdy.

*Oczami Harrego*
Nie miałem zielonego pojęcia co się dzieje. Próbowałem coś zrobić więc wybiegłem na ulicę. Rozglądałem się czy czasem gdzieś nie ma Susan. Nie było jej. Zacząłem się martwić. Było ciemno i chodziło dużo dziwnych typów. Do tego deszcz...nie pozwalał mi nic zobaczyć w oddali. Poszedłem na przystanek autobusowy. Okazało się że przed chwilą jakiś autobus odjechał. Nie wiedziałem czy była tam Susan. Położyłem ręce na kark i z całej siły uderzyłem nogą w śmietnik. Usiadłem na ławce w budce autobusowej. Krople deszczu spływały po mojej twarzy. Wyjąłem telefon. Obracałem go w dłoniach myśląc czy do niej zadzwonić.

*Oczami Mari*
Leżałam na łóżku z twarzą w poduszce. Jak mogłam naopowiadać jej takich bzdur...jestem głupia. Wiem co się stało a zdołowałam ją jeszcze bardziej. Powinnam ją wspierać...jestem do niczego. Jeśli sobie coś zrobi to będzie moja wina...usłyszałam głośny dzwonek do drzwi. Wstałam i poszłam otworzyć. W drodze przejrzałam się jeszcze w lustrze. Miałam nadzieję że to Susan. Otworzyłam drzwi i moim oczom pokazał się przemoczony Harry. Wskazałam ręką na pomieszczenie żeby wszedł.
- Zdejmij te ubrania- Powiedziałam. Zdjął koszulkę.- Dam ci rzeczy Louisa.- Pobiegłam do pokoju i szybko wręczyłam mu ubrania.- Idź się przebrać do łazienki.- Powiedziałam a on ruszył jak na rozkaz. Poszłam do kuchni. Wyjęłam ciastka i zaparzyłam wodę na herbatę.
- Dzięki- powiedział Harry siadając na kanapie. Uśmiechnęłam się po czym zaniosłam jedzenie do salonu. Położyłam ostrożnie na stolik i usiadłam na przeciwko Harrego. - Możesz mi w końcu powiedzieć co się działo? Nie dokończyłaś w tedy... byłem ciekawy więc przyjechałem...
- Ugh...no...uff no dobra- Usiadłam wygodnie na kanapie jedząc ciastko.- Kompletnie się załamała. Mówiła że nie ma po co już żyć...- Oczy Harrego zaszkliły się- Zaczęła się ciąć- Podniósł głowę. Spojrzał na mnie jakby kazał powiedzieć mi że to nieprawda.- To wszystko przeze mnie...opowiedziałam jej co się stało...przepraszam
- Boże jaki ja jestem głupi...dlaczego nie przyszedłem wcześniej.- Ukucnęłam przed nim i położyłam rękę na jego kolanie.
- Bałeś się...i nie mogłeś...ona na ciebie czekała...zawsze gdy ktoś do nas przychodził wychodziła z pokoju i sprawdzała czy to nie ty.- Powiedziałam a po moim policzku spłynęła łza.

- Pokłóciłyście się?
- T-t-aak- jąkałam się.- Boże...nie wiem jak mogłyśmy na siebie tak nakrzyczeć. Harry?...a co jeśli coś jej się stanie?- Spuścił głowę.- Wiem...zadzwonimy do niej- Wstałam i zaczęłam szybko jeździć wzrokiem po pomieszczeniu. Szukałam telefonu. Uderzyłam się w ręką w głowę gdy przypomniałam sobie że jest on w mojej kieszeni. Wyciągnęłam go i zniechęciłam się gdy przez myśl przeszło mi że może przecież nie chcieć ze mną rozmawiać. Gdy miałam wybrać do niej numer zadzwonił telefon Harrego. Miałam nadzieję że to Susan. Odebrał...w czasie rozmowy śmiał się delikatnie. Opowiedział co się stało i wiedziałam że to nie Sus.
- Kto dzwonił?- Zapytałam gdy schował telefon do kieszeni.
- Louis- Zmarszczyłam brwi na co Harry lekko się uśmiechnął.
- O co chodziło?- Tak. Byłam bardzo ciekawska.
- Dzwonił powiedzieć mi że Susan całkiem nieźle się bije- Parsknął śmiechem. Zrobiłam pytającą minę.
- Jest u nich?
- Niestety nie...
- Z kim się pobiła?
- Z tą dziewczyną która wymyśliła całą tą bajkę...przyszła do nich i zaczęła coś krzyczeć. - Zaśmiałam się
- Dobrze że mi się nie oberwało- Zaśmiałam się.

*Oczami Susan*
Autobus zawiózł mnie do jakiegoś miasta. Było już jasno. Idąc ulicą czułam na sobie spojrzenia. No tak przecież moje ciuchy były całe pogniecione i brudne. Postanowiłam szybko znaleźć jakiś sklep i kupić porządne ubrania.

Znajdowałam się w galerii. Przeglądałam ciuchy i brałam ze sobą to co mi się podobało. Kupiłam ubrania i od razu udałam się do toalety żeby przebrać się w nie. W lustrze zobaczyłam jak strasznie wyglądam. Na szczęście miałam przy sobie torebkę. Przeczesałam włosy i zrobiłam delikatny makijaż. Teraz wyglądałam o niebo lepiej. Gdy miałam wychodzić już z łazienki poczułam wibrację mojego telefonu w kieszeni. Wyjęłam go i zobaczyłam nazwę kontaktu 'Maria :*'...zamarłam przez chwilę. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam do ucha.
M: Susan?- Wyszeptała zdziwiona. Szczerze? Mimo wszystko nie potrafiłam być na nią obrażona. Nie miałam zamiaru być już tą smutną dziewczyną. Chciałam przywołać starą krejzolkę.
S: Nie hipopotam a co?- Usłyszałam że wzdycha szczęśliwa.
M: Wszystko ok?
S: Tak- Usłyszałam jakiś męski głos
M: Jesteś jeszcze na mnie zła?
S: Nie
M: Słyszałam że się odstresowałaś
S: Hahaha...kto ci powiedział?
M:...
S: Ktoś jest z tobą?
M: Tak
S: Ktoooo?
M: Um...yyy
S: Maria!
M: Harry- W tedy moje serce stanęło. Nie wiedziałam nawet kiedy osunęłam się na podłogę i podkurczyłam kolana. Wystarczyło tylko żeby ktoś wypowiedział jego imię a mnie nachodziła już ochota na wzięcie do ręki żyletki.
M: Jesteś? Susan?
S: Jestem... jestem
M: Chcesz z nim porozmawiać?- Głośno przełknęłam ślinę. Jestem pewna że Maria to usłyszała
S: Może później
M: Ok w takim razie zadzwonię później...pa- Rozłączyła się i nie byłam nic w stanie jej odpowiedzieć. Bałam się z nim rozmawiać...nie wiedziałam co miałabym mu powiedzieć.

Poszłam do sklepu kupić gazetę po to aby znaleźć jakieś mieszkanie,dom. Usiadłam na ławce i zaczęłam przeglądać oferty.

*Wieczór*
Wynajęłam mały dom za miastem. Wokół znajdują się tylko pola. Dom ma dwa piętra. Na dole jest mały salon, kuchnia, łazienka a do góry sypialnia z łazienką. Nie był on jakiś super nowy. Podłoga lekko trzeszczała pod wpływem nacisku naszego ciężaru na nią. Do miasta miałam jakieś 10km więc zrobiłam od razu zakupy. Postanowiłam że kupię auto którym mogłabym poruszać się do miasta i że znajdę sobie pracę. Wzięłam do ręki piżamę i ręcznik a następnie poszłam zrobić sobie odprężającą kąpiel.
Gdy wróciłam do pokoju sprawdziłam na telefonie która jest godzina. Była 21:48. Wślizgnęłam się pod kołdrę. Położyłam laptopa na swoich kolanach i włączyłam skype. Od razu dostałam wiadomość od Marii ''Chłopaki mieli wywiad i Harry nie miał czasu gadać...dobranoc''. Nagle ktoś do mnie zadzwonił. Był to Niall. Postanowiłam odebrać.
N: Hej...co u ciebie jak się czujesz?
S: A no spoko...zaczynam nowe życie
N: Mhm. Jesteś bezpieczna?
S: Tak jestem w domu
N: Mhm...pokaż ręce- Wyciągnęłam dłonie w jego stronę
S: Co?
N: Niee...pokaż nadgarstki
S: Niee...- Szybko cofnęłam rękę.
N: Susan...ja wiem...Martwię się.
S:...nie masz o co
N: Ugh
L: Z kim gadasz?
N: Susan
L: O-o-oooo...Susan powiadasz?
N: Co kombinujesz?
L: Nic idę ci zrobić kanapkę.

*Oczami Nialla*
Byłem ciekaw co ten wariat Louis wymyślił. Zrobienie kanapek to niebyła dobra wymówka. Martwiłem się o nią...co jeśli...? Właśnie w tedy Louis wprowadził Harrego do pokoju. Pchał go do środka. Pokazał mi gestem że nic mam nie mówić. Czy on kiedykolwiek mądrze myśli?
S: Niall?!- Usłyszałem głos Susan i od razu się zerwałem. Harry od razu podniósł głowę i chciał wyjść jednak stanął i wyglądało jakby odtwarzał to co powiedziała kilka razy w głowie. Płakała. Może to przykuło jego uwagę? Poprawił swoją grzywkę i odwrócił się w moją stronę.
S: Niall do jasnej cholery!!!!- Wydarła się a ja aż podskoczyłem.
N: Hm?
S: Wow...ja ci tu opowiadam i się żalę a ty masz to wszystko kompletnie wszystko w dupie...Jebać was wszystkich!- Walnąłem się w głowę. chciałem jej wytłumaczyć ale rozłączyła się.
-Ugh...może następnym razem- powiedział Louis.

* Oczami Susan*
Miewałam zmienne nastroje. Moje serce zaczęło szybciej bić. Ręce zaczynały powoli drżeć a nogi błagały o ruch. Wstałam z łóżka i pierwsze co zrobiłam to udałam się do łazienki. Chciałam zapomnieć o bólu...chciałam wyrzucić go z pamięci. Chwycić się za pierś i mocno pociągnąć by wyrwać z serca osobę która na zawsze w nim zostanie. Przypomniało mi się jaki był zły...jak nie chciał pozwolić mi nic wytłumaczyć. Nie idzie tak po prostu powiedzieć 'Wyrzucam cię z mojego serca'. Nigdy tak się nie stanie bo są ludzie z którymi spędzaliśmy większość czasu z którymi przeżyliśmy wspaniałe chwile...i te złe które powodują że porównujemy je do tych szczęśliwych. Przypominamy sobie je zapamiętując je coraz mocniej. Usiadłam na wannie. Wygrzebałam w półce żyletkę i szybkimi ruchami przejechałam po nadgarstkach. Sprawia to ulgę...sprawia że ból którego zaznaliśmy wcześniej jest mniejszy i z czasem go zapominamy.

~~1 tydzień później~~
Kupiłam auto dzięki któremu mogłam się poruszać tam gdzie chciałam. Nie był on jednak w bardzo dobrym stanie. Był już stary. Od tygodnia poszukiwałam pracy. Niestety na marne...nie potrzebowali mnie nawet w sklepie...nigdzie. Byłam załamana. Dzisiaj miałam spotkanie. Tym razem próbując jako nauczycielka tańca. W wieku 9 lat chodziłam na różne tańce ale dryg miałam od dzieciństwa. Stwierdziłam że warto spróbować.

Na miejscu przebrałam się.
Nadgarstki owinęłam bandankami aby zakryć blizny. Gdy zostałam wyczytana wyszłam niepewnie z sali. Zaczęłam się cała część. Sądziłam że zapomniałam układ.
- Jak masz na imię?- Odezwał się chłopak. Podniosłam głowę. Był bardzo ładny. Pokazał na swoje dołeczki abym się uśmiechnęła.


- Susan- Uśmiechnął się.
- Zaczynaj- powiedział. Ja jednak stałam w bezruchu. Przypomniałam sobie wszystkie momenty z mojego życia które najbardziej zapamiętałam. Zaczęłam delikatnie się poruszać. Z czasem się rozkręciłam. W tańcu wyraziłam swoje uczucia. - Jesteś doskonała...tańczysz gdzieś?
- Ja...? Nie...
- Chcę żebyś przyjęła tę pracę.
- Jezu! Na prawdę?! Dziękuję - Uwiesiłam mu się na szyi.

 Wracając pech który nigdy mnie nie opuszczał sprawił że popsuło mi się auto. Ustawiłam auto na poboczu. Otworzyłam maskę i zaczęłam poruszać niektóre kable. Zawsze na próżno. Zauważyłam że bardzo ładne auto zatrzymuje się koło mojego gruchota. Najgorsze było to że wysiadł z niego chłopak który był na przesłuchaniach.
- Pomóc ci?- zapytał. Lekko skinęłam głową- Zapomniałem się przedstawić...jestem Mark.
- Susan- Uśmiechnęłam się.
- Niestety ale to auto nadaje się jak już to tylko na złom.
- Co? Niemożliwe...niedawno je kupiłam...nie znasz się!
- Możliwe...ktoś wcisnął ci bezużyteczny badziew. Pracowałem u taty 2 lata jako mechanik więc...
- Ugh...dobra dobra rozumiem.
- Chodź zawiozę cię- Wskazał na swoje auto. Nie pozostało mi nic innego jak zgodzić się.
- Ty będziesz moim szefem?- Uśmiechnęłam się
- Tak
- Uuuu...zapowiada się całkiem ź...
- Fantastycznie- Zaśmiałam się

______________________________________________________________

I jest kolejny rozdział :D Co sądzicie? 

5 komentarzy= next 

6 komentarzy:

  1. super czekam na następny :) <3

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie! Rozdział jak zawsze świetny ale strasznie denerwujący. Dlaczego ona nie może pogodzić się z Hazzą i będzie wszystko okey? Miejscami mam ochotę walnąć pięścią w komputer tak mnie wkurza na Susan. I jakiś Mark. Kto to ma niby być? Weź pogódź już Harry'ego i Susan albo coś. Nie! Mam lepszy pomysł. Dodaj jeszcze jedną bohaterkę o imieniu Lucy która będzie z Hazzą. *.*
    Lucy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha...lepiej nie bo nwm jak ta Lucy by skończyła :P

      Usuń
    2. No to się zdecyduj. Albo jesteś z Hazzą albo nie... xD

      Usuń
  3. Kocham i czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń